MAJÓWKA W SOPOCIE

Zbliżał się długi weekend majowy, więc moi rodzice wpadli na "genialny" pomysł wyjazdu do Trójmiasta. Ja miałam wcześniej inne plany i wyjazd w weekend majowy nad Bałtyk trochę  mi nie pasował. Mimo, że Bałtyk lubię, szczególnie ten na Helu i jego bliskie okolice, to zawsze odwiedzałam  go jesienią lub wczesną wiosną, nigdy w majówkę czy inne długie weekendy. Już oczami wyobraźni widziałam te tłumy ludzi, korki na drogach i kiepską pogodę. Tydzień przed majówką pogoda była słaba, było zimno i deszczowo, co nie napawało dodatkowo optymizmem. No ale dobra, chcieli to trzeba było zorganizować ten wyjazd i mimo braku chęci ruszyć w kierunku Zatoki Gdańskiej. Na kilka dni przed wyjazdem pogoda deklarowała się na przyjemną a na miejscu okazało się, że jest cieplej niż zapowiadały prognozy pogody. Nie było wiatru, a Bałtyk był spokojny jak mój pies kiedy śpi. Największym zaskoczeniem był brak parawanów na plaży mimo sporej ilości turystów. Chyba wszyscy marzyli o słońcu i każdy chciał złapać trochę promieni słonecznych, więc odgradzanie i zasłanianie tym razem nie było modne. Jak ja się już trochę opaliłam to znak, że było bardzo słonecznie i przyjemnie. 


Wyjazd do Sopotu (bo to tam znaleźliśmy miejsce na nocleg) zaplanowałam jako leniwy, skupiony głównie na siedzeniu na plaży i piciu prosecco (coś ostatnio dobrze mi wchodzi). Nie chciałam gonić, wstawać wcześnie, jak mam to w nawyku. Miał być totalny #chill. I był. Nie obyło się oczywiście bez biegania. Bieganie to dla mnie relaks, nie męczy mnie, wręcz przeciwnie. Podczas biegu wzdłuż plaży miałam okazję podziwiać Bałtyk w całej jego okazałości. Widok horyzontu, gdzie niebo spotyka się z wodą, zawsze zachwyca. Ostatni raz dane mi było biegać po plaży w Grecji w zeszłym roku. Biegałam wtedy praktycznie codziennie. Było bosko. Czasami tylko miałam obawy przed dzikimi psami latającymi po plaży. Biegałam wczesnym rankiem, kiedy plaże świeciły pustkami. Znam zachowania psów, nie boję się ich ale wiem, że niektóre dostają "pierdolca" widząc uciekająca "zdobycz". Właśnie za to nie lubię Grecji. Za to, że cywilizowany kraj nie potrafi poradzić sobie z bezdomnością zwierząt. W sezonie psy i koty są dokarmiane przez turystów, ale co jest poza sezonem? Psy te często są chore, zarobaczone i cierpią na problemy skórne. Do dziś mam widok kulejącego, starszego psa leżącego na asfalcie przy granicy grecko-macedońskiej. Jakaś kobieta wyszła z auta i nalała mu wody. Później ja odnajdując w kamperze resztę smaczków prezesa dałam mu jej na posilenie. Strasznie to ciężki widok. Moja wrażliwość na cierpienie zwierząt jest ogromna, więc moje serce na taki widok strasznie boli. Ale wracając do Sopotu ... Sopot oferuje nie tylko piękne, piaszczyste plaże, idealne do biegania, ale także liczne parki i bulwary, które zachęcają do treningów. O poranku spotkałam sporą ilość biegaczy, co cieszy. Widać, że nasze społeczeństwo jest coraz bardziej aktywne fizycznie i dba o siebie. Generalnie Sopot sprzyja wszelkim aktywnościom fizycznym. Znajdziemy tutaj ścieżkę turystyczną, która prowadzi z Gdyni do Gdańska w znacznej części pasem nadmorskim.

Najbardziej popularnym punktem Sopotu jest molo. To prawdziwy symbol miasta i jedna z najbardziej charakterystycznych atrakcji nad Bałtykiem. Jest to najdłuższe drewniane molo w Europie, które ciągnie się na długość ponad 500 metrów w głąb morza. To miejsce, które przyciąga zarówno turystów, jak i mieszkańców, zapewniając niezapomniane widoki i niepowtarzalny klimat. Molo w Sopocie to także popularny punkt widokowy, szczególnie podczas zachodu słońca. Widok słońca tonącego w Bałtyku jest niezwykle malowniczy i przyciąga wielu fotografów oraz romantycznych dusz, którzy pragną podziwiać tę magiczną chwilę w romantycznej scenerii. Spacerując po nim, można poczuć morską bryzę na twarzy i podziwiać nasz Bałtyk, który rozciąga się na horyzoncie i ma też swój klimacik mimo wszystko ( nie lubię tylko Międzyzdrojów, bo mam wrażenie, że ta miejscowość przyciąga samych "Januszy"). Wejście na Molo jest płatne w godzinach 8:00 do 20:00. Ja na Molo tym razem wybrałam się z samego rana podczas porannego biegania, więc załapałam się na wejście jeszcze za free;)

Jak Sopot to i "Monciak", czyli serce miasta."Monciak", czyli ulica Monte Cassino to miejsce, które nie potrzebuje specjalnego wprowadzenia. To ikoniczna ulica Sopotu, pełna życia, kolorów i niezliczonych atrakcji. Od zgiełku dziennego po roztańczoną atmosferę nocną - Monciak ma wszystko, czego potrzebujesz, aby poczuć pulsujący rytm miasta. Wieczorem Monciak ożywa jeszcze bardziej, przyciągając tłumy turystów i mieszkańców, którzy pragną poczuć pulsujący rytm sopockiej nocy. Kluby, bary i restauracje otwierają swe drzwi, oferując niezapomniane chwile rozrywki i zabawy.

Na Monciaku zlokalizowany jest popularny Krzywy Domek - to prawdziwe arcydzieło architektoniczne. Jego niezwykła bryła, zakrzywione ściany i kręte kształty sprawiają, że wygląda jakby został zbudowany w magicznym świecie, gdzie wszystko jest możliwe. Historia Krzywego Domku sięga lat 30-tych XX wieku, kiedy to architekci Bohdan Pniewski i Eugeniusz Szmidt postanowili stworzyć coś zupełnie wyjątkowego. Ich projekt, inspirowany baśniowymi motywami i naturą, stał się symbolem nowatorskiego podejścia do architektury i przyciągnął uwagę całego świata. Dziś Krzywy Domek to nie tylko atrakcja turystyczna, ale także centrum rozrywki i handlu. Jak ktoś ma ochotę iść na imprezę i trochę potańczyć, to w Krzywym Domku są dwie dyskoteki. Nie powalają na kolana, ale można potańczyć.

Kolejna perełka to scena plenerowa Sopotu, czyli Opera Leśna. Jej historia sięga lat 20-tych XX wieku, kiedy to powstała jako letnia scena operowa w naturalnym amfiteatrze, otoczonym przez lasy i parki. Od tamtej pory stała się symbolem letnich koncertów i wydarzeń kulturalnych, przyciągając zarówno lokalną publiczność, jak i miłośników sztuki z całego świata. Jednym z najbardziej charakterystycznych elementów Opery Leśnej jest jej scena, która otwiera się na widownię i umożliwia artystom występy pod otwartym niebem.

Jeśli chcecie dobrze zjeść w Sopocie to polecam dwa miejsca. Pierwsze z nich to restauracja White Marlin . Jeśli chodzi o ceny w tym miejscu to za danie: przystawka, zupa, obiad zapłacimy ok.250 zł/os. Porcje są dość malutkie, więc warto zamówić cały zestaw. Drugie z nich to burgerownia CRUDO. Burgery pierwsza klasa, polecam bardzo.

Noclegi nie należą do najtańszych, ale każdy najdzie coś dla siebie. Jeśli chodzi o kampery to polecam Park45 głownie za lokalizację przy samej plaży i restaurację, która serwuje całkiem spoko posiłki w dobrych cenach. Największy minus tego miejsca to brak wyznaczonych parceli. Nie lubię takiego rozwiązania i tej samowolki - stoję gdzie chcę. No i największy absurd, czyli dodatkowa płatność za rozłożenie markizy (brakuje jeszcze opłaty za rozłożenie stolika i krzeseł).

Mimo, że znam dość dobrze Trójmiasto, postanowiliśmy również trochę pozwiedzać i wrócić do miejsc, które lubimy. Nie wracaliśmy wszędzie, bo nie miało to sensu. Chcieliśmy tylko troszkę pochodzić w ten słoneczny weekend. Na pierwszy strzał wleciał Gdańsk i Westerplatte. Westerplatte to nasz symbol niezłomności, bohaterstwa i narodowej dumy. To niewielki, piaszczysty półwysep wznoszący się dumnie nad wodami Zatoki Gdańskiej. Stał się miejscem, które na zawsze zapisało się w historii Polski. To właśnie tutaj, 1 września 1939 roku rozpoczęła się jedna z najważniejszych i najbardziej bohaterskich bitew II wojny światowej. Pomimo przemożnej przewagi sił niemieckich, polscy żołnierze stawili zacięty opór przez siedem długich dni. Ich determinacja, mimo braku wsparcia i niewielkich szans na zwycięstwo, stała się symbolem heroizmu i poświęcenia. Spacerując po Westerplatte, można poczuć ducha tamtych czasów i docenić odwagę tych, którzy walczyli w obronie wolności i niepodległości. To miejsce nie tylko edukuje, ale również inspiruje do refleksji nad ceną, jaką ludzie zapłacili za naszą wolność. Dla każdego Polaka Westerplatte ma swoje znaczenie. To nie tylko historia, to dziedzictwo, które przypominamy sobie z dumą i szacunkiem. Każda wizyta na tym symbolicznym terenie jest okazją do upamiętnienia bohaterów i oddania hołdu ich pamięci. Dla tych, którzy jeszcze nie mieli okazji odwiedzić Westerplatte, gorąco polecam zaplanowanie wycieczki. To niezwykłe miejsce, które wzbudza szacunek i refleksję nad dziedzictwem naszej narodowej historii.

Po odwiedzeniu Westerplatte udaliśmy się w kierunku Gdyni by odwiedzić Muzeum Morskie . Pierwszą atrakcją jaką obejrzeliśmy była jednostka ORP Błyskawica zbudowana w latach trzydziestych XX wieku. ORP Błyskawica pierwotnie miał służyć jako torpedowiec, lecz jego przeznaczenie zmieniło się wraz z wybuchem II wojny światowej. Okręt jeszcze przed wybuchem wojny wycofano z wód Bałtyku i ewakuowano do Wielkiej Brytanii. Po upadku Polski, okręt pod dowództwem brytyjskim kontynuował swoją służbę w czasie wojny jako eskortowiec konwojów na Atlantyku. W czasie bitwy o Atlantyk, ORP Błyskawica odegrał znaczącą rolę w obronie alianckich statków handlowych przed atakami niemieckich U-Bootów, przyczyniając się do sukcesu aliantów w tej strategicznie ważnej bitwie.Po wojnie ORP Błyskawica powrócił do Polski, gdzie stał się symbolem narodowej dumy i odwagi. Dziś jest atrakcją turystyczną. Mieliśmy również okazję podziwiać zakotwiczony bezpośrednio obok "Błyskawicy" słynny żaglowiec "Dar Pomorza". "Dar Pomorza" nie jest tylko statkiem, to symbol polskiej, morskiej tradycji, który przez dziesięciolecia podbija serca zarówno żeglarzy, jak i miłośników historii. Zbudowany w 1909 roku jako szkolny żaglowiec w niemieckiej stoczni w Hamburgu, "Dar Pomorza" nosił wówczas imię "Prinzess Eitel Friedrich". Po zakończeniu I wojny światowej, w ramach reparacji wojennych, został przekazany Polsce i przemianowany na "Dar Pomorza". Od tamtej pory, "Dar Pomorza" stał się ambasadorem polskiej kultury morskiej na całym świecie. Służył jako statek szkolny dla przyszłych polskich marynarzy, podróżował po najdalszych zakątkach oceanów, reprezentując Polskę na licznych wystawach i regatach. Jego piękno i majestat przyciągały uwagę nie tylko entuzjastów żeglarstwa, ale także artystów, pisarzy i podróżników, którzy zafascynowani historią tego żaglowca, snuli opowieści i tworzyli dzieła sztuki, które zachwycają kolejne pokolenia.

Cena biletu do muzeum: 30zł /os.



Wracając do domu pokusiliśmy się jeszcze o jedną atrakcję, jakim jest Zamek Gniew. Zbudowany w XII wieku Zamek Gniew był świadkiem licznych wydarzeń historycznych, od średniowiecznych walk o władzę, po burzliwe czasy rozbiorów i zaborów. Jego mury przemawiają historią wielowiekowej walki o niepodległość i suwerenność. Jednak Zamek Gniew to nie tylko historia spisana w kamiennych murach. To również legendarne opowieści o duchach, rycerzach i skarbach ukrytych w jego podziemiach. Legendy te przekazywane z pokolenia na pokolenie dodają tajemniczego uroku temu miejscu, przyciągając poszukiwaczy przygód i miłośników tajemniczych historii. Dziś Zamek Gniew pełni rolę muzeum i centrum kulturalnego, które nie tylko ożywia historię tego miejsca, ale także promuje sztukę, kulturę i tradycje regionu. Koncerty, festiwale, pokazy rycerskie - to tylko niektóre z wydarzeń, które przyciągają tu zarówno mieszkańców, jak i turystów. To miejsce, które łączy przeszłość z teraźniejszością, inspirując nas do odkrywania kolejnych tajemnic i doświadczeń. Zamek oferuje również noclegi w Komnatach Zamkowych oraz Hotelu Rycerskim***** i Pałacu Marysieńskim*** Goście mogą również korzystać z oferty spa i basenu.







Finalnie mimo pierwotnie małej ochoty na ten wyjazd, ostatecznie okazało się, że był to jeden z najlepszych weekendów w ostatnim czasie;)

See you in Slovenia ❤
Meg.




Komentarze