Mediolan bez filtra
W ostatnich latach nie spędzam Świąt w domu. Nie przepadam za siedzeniem przy stole, obżarstwem i rodzinnymi spotkaniami, a przedświąteczne zakupy spożywcze to dla mnie prawdziwy koszmar .... brr. W tym czasie wolę gdzieś wyjechać i nie udawać, że Święta mają dla mnie jakąś magiczną aurę.
Niestety, na początku grudnia dopadły mnie problemy zdrowotne (zawroty głowy) a do tego mnóstwo pracy, więc wyjazd musiał zostać trochę przełożony. Tak czy inaczej, Nowy Rok planowałam spędzić już poza granicami Polski, gdzieś, gdzie świeci słońce ☀️
Nie miałam konkretnych planów, bo pogoda była dość kapryśna, więc decyzja o kierunku wyjazdu zapadła praktycznie w ostatniej chwili. Ostatecznie padło na Włochy. Przez moment myślałam też o Francji, ale wciąż nie mogę się do niej w pełni przekonać.
Chciałam w końcu zobaczyć ten słynny Mediolan ,tak bardzo modny w Polsce. Z dobrego źródła wiedziałam, że nie wszystkim się tam podoba, ale czułam wewnętrzną potrzebę, by przekonać się o tym osobiście. Popularność Mediolanu w naszym kraju jest ogromna zapewne przez tanie bilety lotnicze do Bergamo, z którego już rzut beretem do Mediolanu.
Język polski był wyraźnie słyszany na ulicach Mediolanu. Ja niestety nie polubiłam tego miejsca. Ale od początku... Planując podróż do Mediolanu zależało mi na tym, by zatrzymać się jak najbliżej centrum. Na aplikacji Park4Night znalazłam miejsce, które wydawało się całkiem ok. (GPS: 45.4445, 9.13927)
Szczęście w nieszczęściu do Mediolanu dotarłam w Nowy Rok, więc ruch uliczny był minimalny. I dobrze, bo to, co działo się na drogach tego miasta, to był istny koszmar. Powiem szczerze, nigdy więcej nie chcę tam wracać samochodem. Przejazd Ducato przez Mediolan bez żadnych uszkodzeń to istny cud. Sama jazda po mieście już była dla mnie ogromnym stresem, ale to dopiero początek przygód. Dojazd do wybranego camperparku prowadził przez jednokierunkową uliczkę. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że miejsce to nie było w żaden sposób oznaczone. Gdy nawigacja oznajmiła, że "jesteś na miejscu", zastałam słupek kończący drogę i płot, za którym stały kampery. Wyglądało to bardziej na zimowisko dla camperów niż na działający camperpark. Było już po 22:00, a ja zaczęłam wpadać w lekką panikę. Droga się kończyła, bramy były zamknięte, a wokół ani żywej duszy. Nawigacja upierała się, że to tutaj, ale nigdzie nie było żadnej informacji, jak się dostać do środka. Po kilku nerwowych minutach pojawił się człowiek zza bramy jak się okazało, był to pracownik camperparku. Otworzył wjazd i mogłam wreszcie odetchnąć z ulgą. Niestety, samo miejsce bardzo mnie rozczarowało. Panowała tam dziwna atmosfera, a o warunkach sanitarnych wolę nawet nie pisać, na samą myśl robi mi się niedobrze.
Jedyne plusy? Było bezpiecznie, stosunkowo blisko znajdowały się przystanki tramwajowe, a w pobliżu znajduje się jedna z ładniejszych dzielnic Mediolanu czyli Navigli. Dzielnica swą nazwę zawdzięcza kanałom, które niegdyś przecinały Mediolan tworząc sieć wodnych autostrad. Dzięki nim transportowano m.in. marmur, z którego zbudowano Duomo. Dziś główne kanały: Naviglio Grande i Naviglio Pavese, to idealne miejsce na spacer wśród świateł odbijających się w wodzie.
Na mapie wrzucam Wam lokalizację przystanku tramwajowego, z którego bez problemu dostaniecie się do centrum miasta. To świetne rozwiązanie, jeśli tak jak ja zdecydujecie się zostawić campera i ruszyć na podbój miasta komunikacją miejską.
Poruszając się komunikacją miejską w Mediolanie nie musicie kupować papierowego biletu. Mediolan działa bardzo nowocześnie ,wystarczy przy wejściu i wyjściu z tramwaju przyłożyć swoją kartę kredytową do czytnika. System sam naliczy odpowiednią opłatę.
A teraz już zacznę prawdziwie narzekać na Europejską Stolicę Mody:) Po dotarciu do serca miasta, czyli Piazza del Duomo, trochę się rozczarowałam. Widok Carabinieri na każdym kroku nie wskazywał na szczególne poczucie bezpieczeństwa. Dodatkowo co mnie bardzo irytowało to sprzedawcy ziaren dla gołębi, głównie ciemnoskórzy, którzy za 2 euro oferują nakarmienie ptaków i zrobienie sobie zdjęcia z gołębiem, który usiądzie Ci na ręce. Cały plac jest pokryty odchodami gołębi, co wygląda naprawdę nieestetycznie. Jeśli zobaczycie sprzedawcę z bransoletkami, lepiej od niego odejść, bo na siłę będzie próbował Wam coś wcisnąć. Bardzo nie lubię takich sytuacji. Ok, ale na Placu Piazza del Duomo stoi katedra Duomo di Milano, która faktycznie robi wrażenie. To prawdziwe arcydzieło, które powstawało przez prawie sześć stuleci. Budowę rozpoczęto w 1386 roku i… tak naprawdę zakończono dopiero w XIX wieku. Katedra została zbudowana z białego marmuru sprowadzanego z pobliskich Alp, który w zależności od pory dnia zmienia swój odcień od chłodnego błękitu o poranku po złoty róż o zachodzie słońca. To druga co do wielkości katedra gotycka na świecie (po sewilskiej) i największa we Włoszech. Jej fasada to las wieżyczek, iglic i rzeźb, ponad 3 400 figur zdobi jej ściany! Na szczycie góruje złota statua Madonniny, patronki miasta, która stała się jednym z symboli Mediolanu.
Tuż przy placu znajdziemy słynną Galerię Vittorio Emanuele II, gdzie znajdziemy luksusowe sklepy w których nieliczni robią zakupy ;) Ale najważniejsze są tutaj słynne jądra byka. W centralnej części Galerii Vittorio Emanuele II znajduje się mozaika z herbami włoskich miast. Jednym z nich jest herb Turynu, przedstawiający byka. I właśnie na genitaliach tego byka znajduje się małe wgłębienie w posadzce…
Zgodnie z miejską legendą, aby przynieść sobie szczęście:
-
Należy postawić piętę na genitaliach byka,
-
Obrócić się trzykrotnie wokół własnej osi,
-
Z uśmiechem – i najlepiej bez upadku 😄
Podczas mojego pobytu w Mediolanie trafiłam na Jarmark Bożonarodzeniowy, który… szczerze mówiąc, trochę uratował mi ten wyjazd. Na jarmarku można było kupić włoskie przysmaki, takie jak wędliny, słodycze czy świeże pieczywo. Były też stoiska z ubraniami i rękodziełem.
Ja klasycznie skusiłam się na cannoli, bo po prostu je uwielbiam! ❤️
Na pamiątkę kupiłam też mały dzwoneczek, który teraz wisi w mojej kuchni i przypomina mi o Italii.
Spacerując po Mediolanie trafiłam pod klasztor Santa Maria delle Grazie, czyli klasztor dominikański z czerwonej cegły. Klasztor, w którym znajduje się jedno z najsłynniejszych dzieł świata – „Ostatnia Wieczerza” Leonarda da Vinci. (ps. bilety trzeba rezerwować dużo wcześniej, więc niestety nie było mi dane zwiedzić od środka tego miejsca).
W mieście tak bogatym w dzieła sztuki musiałam również zobaczyć Pomnik „L.O.V.E.”, czyli włoski „fuck you” w marmurze ;) Stojący naprzeciwko Giełdy Papierów Wartościowych. Oficjalnie to dzieło nazywa się „L.O.V.E.” i jest autorstwa włoskiego artysty Maurizia Cattelana. Warto zrobić sobie tutaj fotkę :) Może się przydać w wielu momentach naszego życia ;) Pomnik ten znajduje się na Piazza Affari. Czasami jeden gest znaczy więcej niż tysiąc słów;)
Oczywiście na mojej liście nie mogło zabraknąć wizyty pod stadionem San Siro. Z entuzjazmem wsiadłam więc w tramwaj i ruszyłam w stronę jednej z najbardziej znanych piłkarskich aren Europy. Niestety po drodze Mediolan po raz kolejny pokazał się z tej mniej przyjemnej strony.
Trasa wiodła przez arabską zaniedbaną dzielnicę o nieciekawym klimacie. Brudne ulice, śmieci, ogólny chaos… Nie czułam się tam zbyt komfortowo. W okolicach San Siro, jak przeczytałam później, nie brakuje przypadków drobnej przestępczości i nielegalnego handlu.
A sam stadion? Cóż… we Wrocławiu mamy ładniejszy 😉
Zależało mi na zobaczeniu trybun od środka, ale akurat trwała wymiana murawy, więc cały efekt „wow” byłby raczej średni. Bilet kosztował około 30 euro, a oglądanie pustej płyty boiska nie wydało mi się tego warte.
Byłam, zobaczyłam… i nie wrócę. Tak mogę podsumować mój pobyt w Mediolanie.
To nie są te Włochy, które pokochałam. Zabrakło klimatu, prawdziwej włoskiej duszy, tej magicznej atmosfery, którą czuć choćby w Toskanii, Rzymie czy małych miasteczkach . Mediolan wydał mi się chłodny, zabiegany i momentami przygnębiająco brudny.
Oczywiście, są miejsca warte zobaczenia: monumentalna katedra, fresk Leonarda, elegancka Galeria Vittorio Emanuele II. Trafiłam też na Jarmark Bożonarodzeniowy, który dodał trochę ciepła temu surowemu miastu. Ale to tylko momenty. Krótkie przebłyski.
Zabrakło mi tej włoskiej prawdziwości, zapachu kawy unoszącego się w powietrzu, uśmiechów ludzi i ciasnych uliczek, w których człowiek może się zgubić… i zakochać.
Mediolan nie był dla mnie. I to też jest ok. Nie każde miejsce musi poruszyć serce.
Komentarze
Prześlij komentarz